Seksowne dołeczki w policzkach… spod skalpela!
Miranda Kerr ma je od urodzenia – dodają jej wdzięku i seksapilu, są jej znakiem rozpoznawczym. Dołeczki w policzkach stały się nowym obiektem pożądania – osoby o nich marzące mogą się poddać operacji plastycznej zwanej „dimpleplasty” (od ang. dimple – dołeczek). W Stanach i w Azji to jeden z najpopularniejszych zabiegów wśród millenialsów.
Skąd się biorą naturalne dołeczki w policzkach? Można powiedzieć, że to… wada anatomiczna. Dołeczki pojawiają się w miejscach, gdzie skóra jest mocno przytwierdzona do mięśni pod spodem (przy ruchu mięśnia dochodzi do „wciągania” skóry) – jest to prawdopodobnie wada rozwojowa w tkance łącznej, która występuje tylko u części osób.
Jak można uzyskać podobny efekt u chirurga? To stosunkowo mało inwazyjny zabieg, który nie wymaga długiej rekonwalescencji i nie musi być przeprowadzany w znieczuleniu ogólnym. Trwa ok. 30 minut, pacjent tego samego dnia może wrócić do domu. Polega na zrobieniu nacięcia w mięśniu policzkowym od środka jamy ustnej – w tym miejscu, w którym ma się pojawić dołeczek. Następnie mięsień jest mocniej przyszyty do tkanki skórnej, powodując jej „wciąganie” i powstawanie dołeczków – podczas ruchów mimicznych twarzy (np. podczas uśmiechania się), nie w momencie pełnej relaksacji. Takie pełen efekt pojawia się po ok. 4-8 tygodniach (do tego czasu widoczne są lekkie wgłębienia w miejscu zabiegu, niezależnie od mimiki twarzy, początkowo miejsca te mogą być opuchnięte i tkliwe). Oczywiście, jak każdy zabieg, tak i ten jest obarczony ryzykiem niepowodzenia – dołeczki mogą być zbyt głębokie, zmienić kształt, a nawet lekko się przesunąć i dawać nienaturalny wygląd twarzy. Niestety, wszelkie deformacje trudno usunąć bez śladów na skórze.
Zrobilibyście sobie taki zabieg?